środa, 20 sierpnia 2014

10. Numery. Czas uciekać - Rachel Ward






Tytuł: Numery. Czas uciekać
Tytuł oryginału: Numbers. Time to run
Autor: Rachel Ward
Wydawnictwo: Wilga
Ilość stron: 316
 
 
 
 
 
 
 
Opis z okładki:
 
"Jak to jest znać daty śmierci wszystkich ludzi na świecie...? Jak to jest wiedzieć, że ukochana osoba umrze już za kilka dni...?
To, co widzi piętnastoletnia Jem, to dar, ale i przekleństwo. Numery są w jej głowie. Zna datę śmierci matki. Wie, kiedy w ataku terrorystycznym na Londyn zginą ludzie.
Nikogo nie umie obronić przed śmiercią, więc ucieka - przed rówieśnikami, policją, innymi ludźmi."
 
Recenzja:
 
Trylogia Numery jest już prawie niedostępna na polskim rynku (data wydania pierwszego tomu to 2009 rok). Przypadkiem udało mi się kupić trzecią część w śmiesznej cenie, więc rozpoczęłam poszukiwania poprzednich tomów. Dziś posiadam już wszystkie, ale była to długa i wyboista droga.
Główną bohaterką jest Jem, piętnastoletnie sierota z problemami. Chodzi do specjalnej klasy dla dzieci, które mają problemy z nauką. Jest niska, niezbyt piękna, stroni od rówieśników. Ale przede wszystkim jest inna - patrząc ludziom w oczy, widzi daty ich śmierci. 

"Dobijała mnie myśl o tej bezbronności, niewinności, a raczej świadomość, że dla każdego, nawet dla malucha, koniec jest zapisany już pierwszego dnia życia..."
 
Książka jest napisana lekkim - jak dla mnie zbyt lekkim - językiem, typowo podstawionym pod młodszych nastolatków, czemu znowu zaprzecza natężenie odmian słowa "pieprzyć". Nie ma w niej zbyt wielu dialogów, ale - o dziwo - opisy miejsc, akcji, uczuć, bohaterów nie nudzą. Jeśli zaś chodzi o fabułę - według mnie autorka miała niesamowity pomysł, jednak nie wykorzystała go do końca. Pierwszą część "Numerów" czytałam raczej jako młodzieżówkę, okraszoną elementami thrillera i czegoś paranormalnego. 
 
"Mówią, że statystyczna długość życia społeczeństwa rośnie, czy jakoś tak, ale dzieciaków z naszej dzielnicy to chyba nie dotyczy."
 
Bardzo żałuję, że zakończenie nie może poświadczyć o całej powieści, bo ostatnia strona była i d e a l n a. W ogóle nie spodziewałam się takiego obrotu spraw w kilku końcowych rozdziałach. Gdyby Rachel Ward napisała tak poprzednie - ocena byłaby dużo wyższa.
Mimo niezbyt pochlebnej opinii, książka naprawdę nie była zła. Spędziłam z nią przyjemnie czas w dwa wieczory, otulona kołdrą.

"- Życie jest bez sensu. Nie ma znaczenia, co zrobimy. Rodzisz się, żyjesz, umierasz i tyle."
 
Jeśli chodzi o bohaterów, to nie mam za wiele do powiedzenia. Z żadnym nie miałam ochoty się bliżej poznać czy zżyć. Zarówno Jem, jak i Pająk, jej długonogi, ciemnoskóry przyjaciel, są dla mnie właściwie obojętni. Chociaż w normalnym życiu z pewnością polubiłabym Pająka, to książka nie dała mi tej możliwości. A może to przez ciągłe wspomnienia Jem o jego smrodzie (te znowu denerwowały mnie jeszcze bardziej niż ciągłe powtarzanie słowa "pieprzyć"). Co jakiś czas miałam ochotę warknąć na Jem, żeby wreszcie się zdecydowała, co sądzi o swojej zastępczej matce, Karen. Cały czas powtarzała, jaka to wiedźma, a kiedy przyszło co do czego, nie mogłabym wyobrazić sobie lepszej dla niej matki (zważywszy na to, co Karen przeszła z buntowniczką, widzącą numery). 

"Moje oczy, mój umysł, ja. Czy numery były prawdziwe, czy też zmyślone, były mną, a ja nimi. Czy beze mnie w ogóle by istniały?"
 
"Numery. Czas uciekać" na pewno mnie nie zanudziły. Wciąż coś się działo (nawet jeśli w moim odczuciu było to przesadzone), ciągle były zwroty akcji. Po drugi tom na pewno sięgnę - może za sprawą faktu, że właśnie idzie do mnie pocztą, a może przez to, że nie spotkam już tam Jem. Nie jest to książka, która zapadnie mi w pamięć ze względu treści, raczej z powodu trudności ze zdobyciem jej. 
 
"Nie, w porządku, o tym można mówić. Śmierć jest zupełnie normalna, nie wiem, dlaczego wszyscy mają z nią takie problemy. Przecież i tak musimy się z tym pogodzić. Z kimkolwiek rozmawiasz, większość kogoś straciła, ale nikt o tym nie mówi..."
 
 Mówią, że jeśli nie masz czego zachwalać w treści, powiedz o okładce. I tak, w tym wypadku to zastosuję, bo naprawdę jest genialna! Bardzo minimalistyczna, ciekawe są również ledwo widoczne numery rozsiane po całej okładce. Najładniejszy jest grzbiet, ślicznie wygląda na półce. Również dodatki wewnątrz książki nadają klimat. Tak, wyglądem "Numerów" jest w pełni zauroczona.
 
 "Wszyscy umieramy. Wszyscy w tym kościele i wszyscy na zewnątrz. Nie potrzebujecie, żebym wam to ogłosiła. Ale jest coś jeszcze. (...) Wszyscy też żyjecie. W tej chwili, dzisiaj, żyjecie. Dano wam kolejny dzień. Nam wszystkim."
 
Mimo tego mogę ją polecić osobom, które nie wymagają za wiele od języka czy kreacji świata, lubią bardzo buntowniczą naturę bohaterów albo po prostu chcą spędzić czas z zadowalającą lekturą, nie spodziewając się objawienia. Jednakże ci, którzy po prostu lubią zapoznawać się z dobrymi, niezbyt znanymi lekturami, również znajdą w niej coś dla siebie.
 
Ocena: 6/10
 

4 komentarze:

  1. O Numerach słyszałam bardzo wiele i zwykle były to pozytywne opinie, jednak nie przepadam za książkami z przekleństwami. O ile na co dzień u rówieśników to toleruję, tak od lektury wymagam czegoś więcej, jednak z chęcią sięgnę po nią jako odmóżdżacz np. na jakiś leniwy, jesienny dzień, ponieważ fabuła bardzo mnie ciekawi.
    No i ta okładka woła do mnie: "Przeczytaj mnie, przeczytaj! Przecież jestem taka piękna, no!" *nie, to nie jest dziwne, skądże*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, no i jak zwykle zapomniałam o czymś napisać, a mianowicie: przepiękny szablon, naprawdę! Kocham wilki, a jeszcze te cudowne, ciepłe kolory... Cudo <3

      Usuń
    2. Jeśli chodzi o przekleństwa, to lubię, kiedy w książkach używane są z umiarem, dla dodania "smaczku" i pikanterii albo podkreślenia niektórych sytuacji. W "Wołaniu Kukułki" na przykład przekleństwa leciały dosyć często, ale w odpowiednim momentach i wywarło to na mnie dobre wrażenie. Tutaj autorka po prostu... przesadziła. :/

      Usuń
  2. Okładka rzeczywiście zachęca, ale chyba nie zdecyduję się na tę pozycję... Może to przez buntowniczą naturę głównej bohaterki - pomińmy fakt, że kilka lat temu sama strasznie się buntowałam i w ogóle wszystko było źle, nie tak jak chciałam :') - a może przez brak bohaterów, do których można się przywiązać.
    Ale zaciekawiłaś mnie tym, że w drugiej części nie będzie Jem. O co chodzi? Kto w takim razie będzie?

    OdpowiedzUsuń

Za wszystkie komentarze i obserwacje serdecznie dziękuję, bo są naprawdę wielką motywacją! :)